Text English
Prezentacje
Materiały
Powrót

Aktualności


 

Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Zarządzania
im. Leona Koźmińskiego
Wydział Zarządzania

Zarządzanie międzynarodowe
Dr hab. J. Cieślik

             

Wykład  w semestrze letnim, luty - czerwiec 2008. Terminy patrz zakładki na lewej kolumnie.
Dyżury poniedziałek, g. 14.30 - 16.30, p. B-28

Strona główna / Programy dydaktyczne / Zarządzanie międzynarodowe, Dr hab. Jerzy Cieślik / Analiza praktycznych doświadczeń przedsiębiorczości międzynarodowej / Materiały / Jak się wygrywa w te klocki
Jak się wygrywa w te klocki
Źródło: Profit
 

Ludzie i firmyProfit numer: 10/03, strona: 18

Jak się wygrywa w te klocki

Robert Podleś ma dwie pasje: gry i militaria. Produkcja broni wymaga zezwoleń, więc wyrabia czołgi z plastiku. I wygrywa w starciu z Lego

Cały świat wstrzymał oddech, obserwując 11 września 2001 r. rozsypujące się budynki WTC w Nowym Jorku. Relacje z tych wydarzeń oglądali także dwaj synowie Roberta Podlesia, właściciela firmy Cobi, która w podwarszawskiej Radości produkuje klocki. Podleś już następnego dnia zauważył, że w zabawach dzieci pojawił się nowy motyw: wozy policyjne oraz ciężarówki stały się w ich wyobraźni wozami strażackimi i na sygnale wyruszały ratować plastikowe ludziki przysypane gruzami z klocków. Wkrótce w ofercie firmy znalazł się wóz strażacki i samolot.

Czterdziestoletni Robert Podleś doskonale zdaje sobie sprawę, że w swojej, wydawałoby się mało poważnej branży musi działać szybko. Dzieci lubią się bawić w to, co zaobserwują w telewizji czy w reklamie. Jest skuteczny: klocki sprzedaje w 22 krajach, a w zeszłym roku przychody jego firmy wyniosły 25 mln zł, co jak na rozdrobnioną branżę zabawkarską w Polsce jest rekordem. Firma Podlesia wyrobiła sobie na tyle silną pozycję, że zaczęła spędzać sen z powiek menedżerom światowego potentata w produkcji klocków: duńskiego Lego.

Duńczycy walczą o rynek w sądach

Podleś otwarcie przyznaje, że jego klocki różnią się od zabawek Duńczyków jedynie kolorystyką i niektórymi seriami - Lego z przyczyn etycznych nie ma w ofercie np. produktów nawiązujących do tematyki militarnej. Na popularność klocków Cobi ma także wpływ cena - są o połowę tańsze.

Lego próbuje walczyć o rynek nie tylko wytwarzając coraz bardziej wyrafinowane produkty, ale też za pomocą oskarżeń o plagiat, kwestionując prawa Podlesia i innych firm do samej formy klocka - plastikowego prostopadłościanu uzupełnionego wypustkami umożliwiającymi łączenie ich w większe konstrukcje. Jak dotąd z marnym skutkiem: Duńczycy wygrali co prawda proces w Chinach, ale w lipcu tego roku w Kanadzie przegrali w sądzie z lokalnym rywalem Mega Blocks Inc., w Pradze trwa proces wytoczony także kanadyjskiej firmie Ritvik Toys, a w Budapeszcie czeka na decyzję sądu firma CTW Toys Kft., w której Cobi ma ponad 33 proc. udziałów, pozostałe należą do dwóch innych polskich producentów zabawek: spółek Trefl SA z Gdyni oraz Wader-Woźniak z Dąbrowy Górniczej.

W lipcu ubiegłego roku niekorzystny dla Lego wyrok zapadł także w Polsce. Podleś wspominając ten dzień, denerwuje się.

- Nie spodziewałem się sądowego konfliktu z Lego. Przed przystąpieniem do produkcji w roku 1992 sprawdziłem w urzędzie patentowym, czy Duńczycy zastrzegli wielkość klocka. Nie zastrzegli - wspomina. Lego co prawda miało patent na plastikowe klocki, ale ten wygasł w latach 80. Podleś uznał więc, że nie powinno być problemu. I przez pięć lat nie było. Jednak rosnąca sprzedaż klocków Cobi zdenerwowała w końcu duńskiego giganta, który zaskarżył firmę do sądu.

- Wówczas chodziło o nasze być albo nie być - wspomina Podleś. Lego domagało się bowiem nie tylko zaprzestania produkcji w Polsce konkurencyjnych klocków, ale także wycofania ich ze sklepów, zniszczenia zapasów oraz maszyn. Uspokoił się dopiero przy odczytywaniu wyroku: "Naśladownictwo takich cudzych produktów (wyrobów) samo przez się nie jest zjawiskiem nagannym, ponieważ postęp jest możliwy dzięki spuściźnie przeszłości. Rozwijanie i ulepszanie każdego produktu leży w interesie ogólnym". Sąd Najwyższy oddalił tym samym kasację złożoną przez Lego od wyroków sądów niższych instancji.

Podleś zatem dalej, jak to określił sąd, "naśladuje" poczynania Lego. I to skutecznie.

W hurtowni zabawek Amiko w Nowym Targu klocki Cobi sprzedają się lepiej niż produkty Duńczyków.

- Lepiej, bo są tańsze, a przed mikołajkami ich sprzedaż wzrasta o 50-70 procent - mówi Barbara Chudoba z Amiko. W Płocku, w hurtowni Gumiś, klocki Cobi i Lego idą łeb w łeb, jeśli idzie o wartość sprzedaży.

- Ale ilościowo sprzedajemy więcej tańszego Cobi. Firma daje nam też rabat w zależności od wielkości sprzedaży - mówi Krzysztof Krzemiński, właściciel Gumisia.

Mała Armia zamiast produkcji broni

Największym hitem wśród klocków Podlesia jest kolekcja Mała Armia. - To seria oryginalna. Nie ma klocków innych producentów o takiej tematyce - wyjaśnia Dariusz Foksiński z toruńskiej hurtowni zabawek Darmar. Mała Armia wkrótce się rozrośnie, dojdą nowe zestawy z amfibiami, samochodami terenowymi, haubicami i samolotami. Przyczyna jest prosta: dzieci widzą w telewizji relacje z wojny w Iraku i chcą je powtarzać w swoich zabawach. Podleś zauważył to u swoich synów i u dzieci znajomych. Uznał, że będzie to hit sezonu przedświątecznego, w którym Cobi osiąga prawie 60 proc. rocznych przychodów.

- Nie widzę nic niestosownego w produkcji zabawek tego rodzaju - twierdzi Podleś. - Nie propaguję przemocy, nie produkujemy żołnierzyków, tylko pojazdy.

Militaria to zresztą jedna z wielkich pasji właściciela Cobi. Druga to gry. Już jako 24-latek Podleś założył z matką firmę Ertrob produkującą gry planszowe i puzzle. Zdecydował się na prowadzenie biznesu w branży zabawkarskiej z dwóch powodów: po pierwsze był młody, po drugie niepotrzebne było uzyskanie zezwolenia, jak np. w wypadku produkcji broni. Chociaż sam w wojsku nie służył, chętnie by się tym zajął. Postanowił więc w jakimś stopniu zrealizować swoją pasję. Stąd pomysł na grę planszową pn. Komandosi, która w roku 1990 przez czytelników popularnego wówczas czasopisma "Razem" uznana została za grę roku. To ją reklamował jeden z pierwszych

w ówczesnej TVP spotów - scenka przedstawiała rodzinę grającą w komandosów, przeplataną inscenizowanymi scenkami z poligonu.

Po dwóch latach Podleś zrezygnował z gier planszowych i puzzli i jako Cobert zaczął produkować plastikowe zabawki: wiaderka, łopatki i przede wszystkim klocki Cobi, których dystrybucję prowadził Ertrob.

Robert Podleś gra na czas

Chociaż siedziba firmy nadal mieści się w Radości, to samą produkcją klocków, którą Podleś przeniósł do Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Mielcu, zajmuje się spółka Plastic Factory Cobi SA. W Radości pozostały pracownie projektowe i biuro handlowe. Cobi zatrudnia obecnie ponad 200 pracowników, a wraz z programistami, grafikami pracuje dla niej w całym kraju około 1000 osób. Jak na firmę produkującą zabawki, to bardzo dużo. Ten rynek w Polsce nie ma zdecydowanego lidera. Produkcją zabawek zajmowało się w ubiegłym roku około 2 tys. podmiotów: 87 proc. z nich zatrudniało do 5 osób, powyżej 100 osób - tylko dziewięć. Według danych GUS w ubiegłym roku wartość sprzedanych zabawek przekroczyła 277 mln złotych. Cobi zanotowało wówczas przychód w wysokości 25,3 mln złotych. Podleś szacuje, że w tym roku przychody mają być podobne do ubiegłorocznych, a w przyszłym wzrosnąć o 15 procent. Sporo jednak zależy od tego, czy powiodą się plany ekspansji firmy w Europie Środkowej. A tutaj znowu kłania się konflikt z Lego.

Na razie do otwartej wojny doszło na Węgrzech, gdzie sąd do czasu rozstrzygnięcia sprawy zakazał sprzedaży klocków Cobi. W Czechach i na Słowacji Podleś postanowił czekać, aż sądy wydadzą wyroki w sprawach innych producentów. I bardzo liczy, że powtórzą wyrok polskiego Sądu Najwyższego.

Andrzej Klim

Licencja Creative Commons
O ile nie jest to stwierdzone inaczej wszystkie materiały na tej stronie są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach 3.0 Polska Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Fundacji Edukacji i Rozwoju Przedsiębiorczości.
X