Text English
Prezentacje
Materiały
Przypadki
Powrót

Aktualności
20/11/2015
Podatki dla przedsiębiorców nie takie straszne

17/11/2015
Wątpliwości wobec rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika

04/09/2015
Przedsiębiorca – aparat skarbowy: kto słabszy kto silniejszy?


Polskie firmy chcą ubierać Europę
Źródło: Gazeta Wyborcza
 

Gazeta Wyborcza 18.07.2005

Polskie firmy chcą ubierać Europę

Piotr Miączyński 17-07-2005 , ostatnia aktualizacja 17-07-2005 16:53

Polskie firmy odzieżowe wdzierają się na rynki zagraniczne. Rosjanie, Czesi, Węgrzy oraz Litwini i Łotysze na potęgę kupują spodnie, koszule czy kurtki w sklepach Reserved, Tatuum oraz House. - Trzeba być tam, gdzie ma się największe szanse rozwoju - mówią nasi producenci. Atak na Zachód większość odkłada na później

Pod tym względem krajowe sieci odzieżowe wzorują się na gigantach - szwedzkim H&M czy hiszpańskiej Zarze. Ta ostatnia jeszcze w 1975 roku zaczynała działalność od skromnego sklepu w La Coruna nad Atlantykiem. Dziś ma ponad 2,3 tys. placówek na całym świecie. Podobnie wyglądały losy H&M prowadzonego przez rodzinę Perssonów.

Czy Polakom uda im się dorównać?

Dla nas Rosja i Ukraina

- Za trzy, cztery lata będziemy mieć więcej sklepów za granicą niż w Polsce - zapowiada Dariusz Pachla, wiceprezes LPP, który w kraju ma 130 sklepów Reserved oraz Cropp.

LPP to gwiazda krajowego rynku odzieżowego. Firma powstała na początku lat 90. Założyło ją dwóch absolwentów Politechniki Gdańskiej, którzy dorobili się na handlu elektroniką przywożoną z Singapuru. W rozkręceniu odzieżowego interesu miał im pomagać Steven Jacobs, były prezes GAP-a, słynnej amerykańskiej sieci sklepów z ubraniami typu casual, czyli tzw. mody miejskiej.

LPP nastawił się na sprzedaż ubrań ludziom w wieku 17-27 lat. Dla nich powstały sklepy Reserved. Półtora roku temu koncern stworzył markę dla nastolatków - Cropp.

Firma rozwija się w imponującym tempie. W tym roku przychody LPP mają osiągnąć 750 mln zł, w przyszłym - miliard.

Coraz więcej spółka sprzedaje przy tym na zagranicznych rynkach. W zeszłym roku pochodziło stamtąd 11 proc. przychodów LPP, dziś już 15 proc.

Gdańska firma ma za granicą 36 sklepów. Najwięcej, bo 12, w Czechach. Do końca 2006 r. liczba ta ma się podwoić. Nowe placówki będą powstawać głównie w Rosji i na Ukrainie - po siedem-dziesięć sklepów.

LPP to jednak nie wyjątek.

Łódzka firma KAN - właściciel marki Tatuum (odzież codzienna męska i damska) - pod koniec czerwca podpisała umowę z firmą Ikea o współpracy na terenie Rosji i Ukrainy. Szwedzki gigant w ciągu dwóch lat wybuduje centra handlowe w Moskwie, Sankt Petersburgu, Kazaniu, Niżnym Nowgorodzie, Jekaterynburgu i Kijowie. W każdym z nich znajdzie się sklep Tatuum.

KAN ma już dziesięć salonów za granicą, m.in. na Węgrzech (w Budapeszcie i Peczu) oraz w Pradze i w Moskwie. W ciągu półtora roku liczba ta ma wzrosnąć co najmniej do 22. KAN z operacji na rynku zagranicznym czerpie już 40 proc. przychodów!

W tyle nie zostaje też krakowski Artman, do którego należy sieć ubrań dla nastolatków House. W Rosji, Niemczech oraz na Słowacji ma osiem sklepów. Do końca roku chce otworzyć kolejne dziesięć o łącznym metrażu ok. 1,5 tys. mkw.

Drożej i więcej

Co pcha nasze firmy odzieżowe za granicę?

Na krajowym rynku zaczyna się im robić za ciasno. Polacy na odzież wydają mało - ledwie 4-5 mld euro rocznie. Mniej więcej tyle wynoszą przychody H&M czy Inditeksu z jego sztandarową marką Zara.

Dla porównania - rynki włoski, niemiecki, francuski czy brytyjski wart jest [warte są -?] dziesięć razy więcej.

Ponadto za dwa, trzy lata nie będzie już gdzie stawiać sklepów odzieżowych - najciekawsze lokalizacje będą już zajęte.

No i co najważniejsze - na zagranicznej ekspansji można nieźle zarobić. - Trzy nasze moskiewskie sklepy Tatuum generują o 20 proc. większe przychody niż osiem warszawskich - twierdzi Tomasz Podolak z KAN-a. Sprzedają więcej i drożej niż w Polsce.

Polacy na razie inwestują głównie w Czechach, Rosji, na Węgrzech oraz w krajach nadbałtyckich. Pomaga im to, że handel detaliczny w tych krajach (podobnie jak u nas) funkcjonuje od niedawna. Nie mają też zbyt wielkiej konkurencji, bo nie weszli tam jeszcze duzi światowi gracze. Na przykład w Rosji i na Ukrainie nie ma H&M, które w Polsce ma już 20 sklepów.

Nie bez znaczenia jest także to, że we wszystkich krajach byłego bloku wschodniego sprzedaje się mniej więcej to samo. Nie trzeba więc szyć kolekcji tylko na potrzeby określonego rynku, tak jak to często robi się na Zachodzie.

Różnice pojawiają się za to w technice sprzedaży. W Rosji LPP swoją odzież pozycjonuje[?] jako ubrania z wyższej półki. Rosjanie uwielbiają bowiem wyroby ekskluzywne. Sieć sprzedaje więc te same ubrania co u nas, ale z wyższą marżą.

Z kolei na Węgrzech lato jest dłuższe - dłużej więc można sprzedawać ubrania letnie.

Co więcej, w Budapeszcie jest ograniczona liczba centrów handlowych, dlatego butiki trzeba lokować przy głównych ulicach. Z kolei w krajach nadbałtyckich wystarczy opanować sklepami stolice i to wystarcza, by kontrolować tamtejszy rynek.

Bytom szturmuje Berlin

Ekspansja na tereny byłego bloku wschodniego to dla naszych sieci odzieżowych sposób, aby zdobyć doświadczenie i siłę potrzebne do rozpoczęcia działalności na Zachodzie.

LPP o przejściu za Odrę będzie myśleć dopiero za rok lub dwa.

- Stopień nasycenia tamtych rynków mało się zmienia i czy zdecydujemy się tam wyruszyć dziś czy za dwa lata, sytuacja będzie podobna - twierdzi Pachla.

Ryzyko, na które nie zdecydowało się LPP, podjęły jednak już niektóre krajowe firmy. Na przykład Bytom swój pierwszy sklep w Berlinie otworzył zaraz po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Butik mieści się przy najbardziej prestiżowym berlińskim deptaku handlowym - Ku'dammie.

Co ciekawe, do grona jego najlepszych klientów należą Rosjanie, którzy znają ubrania Bytomia od siebie z kraju.

- Do listopada chcemy otworzyć w dwóch niemieckich centrach handlowych kolejne punkty - zapowiada Olgierd Lizoń, prokurent spółki.

Nowym sposobem firmy na podbój niemieckich klientów ma być także otwarcie 1 sierpnia luksusowego salonu mody ślubnej w Mode Center Berlin na Mariendorfer Damm. Panie będą mogły tam kupować suknie, a panowie garnitury na zamówienie. Na życzenie klienta krawiec Bytomia będzie docierał do jego domu.

A na koniec reklama

Za wcześnie, aby stwierdzić, że krajowe firmy odniosły już sukces poza granicami kraju. Nie udało im się jeszcze zbudować w powszechniej świadomości siły swojej marki. Do tego są bowiem potrzebne długie oraz kosztowne kampanie reklamowe.

A opłaca się w nie inwestować dopiero wtedy, gdy sieci osiągną odpowiednią liczbę placówek.

Pierwszą taką próbę ma przed sobą Bytom, który w ramach kampanii reklamującej nowy salon ślubny wykupił ogłoszenia w "Der Tagesspiegel" i "Berliner Abendblatt" oraz w rosyjskojęzycznym niemieckim radiu Russkij Berlin 97,2 fm. Podobne kroki podejmie niedługo także LPP w Czechach.

Piotr Miączyński

X