Text English
Prezentacje
Materiały
Powrót

Aktualności
20/11/2015
Podatki dla przedsiębiorców nie takie straszne

17/11/2015
Wątpliwości wobec rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika

04/09/2015
Przedsiębiorca – aparat skarbowy: kto słabszy kto silniejszy?


Idą rysie
Źródło: Newsweek Polska
 

Idą rysie

Polskie firmy są coraz bardziej drapieżne na rynkach zagranicznych. Jeśli utrzymają dotychczasową dynamikę wzrostu, doczekamy się europejskich liderów.

Na biurku Roba Carvera, brytyjskiego szefa bankowości korporacyjnej w banku HSBC Polska, leży analiza stu największych firm na świecie. - Nie ma tam ani jednej polskiej firmy, nie istniejecie na rynku globalnym - rzuca brutalnie Anglik. Od razu jednak pociesza, że wciąż należymy do grupy krajów rozwijających się i na budowanie wielkich korporacji jeszcze nie jest za późno. Niestety, firm z Polski nie ma także na liście 100 najważniejszych podmiotów krajów rozwijających się, przygotowanej w ub. roku przez Boston Consulting Group. Są za małe. Na liście BCG dominują tygrysy z Azji i Ameryki Łacińskiej.
Czy w takim razie mamy w kraju firmy, które zasługują chociażby na miano europejskich rysiów gospodarczych - rodzimych kandydatów do listy światowych liderów? Tu - na szczęście - sytuacja przedstawia się lepiej. Co najmniej kilka prywatnych spółek znad Wisły całkiem nieźle sobie poczyna na międzynarodowych rynkach. Wybraliśmy je porównując wyniki z kilku ostatnich lat; zwracaliśmy uwagę przede wszystkim na poziom i dynamikę obrotów. Powinny być relatywnie duże i stale rosnące albo średniej wielkości, ale rosnące bardzo szybko i skutecznie wykorzystujące do ekspansji - nie tylko w kraju - przejęcia i fuzje.
Na naszej liście polskich rysiów znalazła się informatyczna grupa Asseco - akurat w ubiegłym tygodniu w poniedziałek spółka zależna Asseco Slovakia kupiła 60 proc. udziałów w austriackim producencie oprogramowania dla banków Uniquare Software Development. Tego samego dnia inny polski ryś - spożywcza Grupa Maspex Wadowice - przejął rumuńskiego producenta makaronów Arnos, wykupując 80 proc. udziałów. Nie dalej jak tydzień temu Polska Grupa Farmaceutyczna dopięła na ostatni guzik kontrakt na przejęcie większościowych pakietów w litewskich spółkach Limedika (trzecia co do wielkości hurtownia leków) oraz Gintarine Vaistine (zarządzająca jedną z największych sieci aptek na Litwie). A Tomasz Jakubowski, szef grupy Famur, specjalizującej się w produkcji maszyn górniczych, ujawnił "Newsweekowi", że właśnie dobiega końca dogrywanie ostatecznej wersji wieloletniego kontraktu na wyposażenie grupy chińskich kopalni. Jego wartość to 135 mln dol. Wreszcie Tomasz Szpikowski, prezes spółki Work Service, specjalizującej się w usługach rekrutacyjnych, poinformował, że właśnie robi zakupy na zachodzie Europy i do końca roku zamierza przejąć pięć średniej wielkości spółek z branży, m.in. w Niemczech i Holandii. Proces tej akwizycji zamierza zamknąć w kwocie 150 mln zł.

Na wysokich obrotach
Obraz tej niezwykle aktualnej układanki, tworzonej pod hasłem "polskie rysie za granicą", byłby niekompletny, gdyby nie dołożyć do niej puzzla o nazwie LPP, czyli ekspansywnych zapowiedzi polskiego producenta markowej odzieży Reserved i Cropp. Dariusz Pachla, wiceprezes LPP, ujawnił bowiem "Newsweekowi", że współzarządzana przez niego spółka w przyszłym roku obok 100 istniejących zamierza otworzyć
30 nowych sklepów w Europie Środkowej i Wschodniej, w tym kilka zlokalizowanych - to novum - w Rumunii. Cała inwestycja będzie kosztować LPP około 100 mln zł. Od kilku lat LPP rozszerza też swoją obecność w Rosji i na Ukrainie.
W tym roku grupa LPP - szacują analitycy - będzie miała obroty na poziomie 1,2 mld zł, co daje spółce około 3-4 proc. polskiego rynku, wartego z grubsza 22 mld zł. - Ale ten rynek jest na tyle rozdrobniony, że nawet takie światowe giganty jak Adidas czy Nike nie mają u nas więcej - komentuje wiceprezes Pachla.
W zupełnie innej sytuacji jest Famur, który po osiągnięciu najlepszych wyników w swojej historii (wkrótce będzie miał obroty sięgające miliarda złotych) już jest trzecim producentem maszyn górniczych na świecie - tuż za niemieckim koncernem DBT i amerykańskim gigantem Joy Global. Prezes Jakubowski rok temu zarzekał się, że wkrótce prześcignie Niemców i wszystko wskazuje na to, że mu się uda.
Z kolei Polska Grupa Farmaceutyczna, choć znacznie większa od Famuru pod względem obrotów (w 2007 r. można je szacować na ponad 4 mld zł), jest dopiero na początku drogi. Polski rynek był tak atrakcyjny, a PGF jako lider konsolidacji hurtowni farmaceutycznych pod koniec lat lat 90. rósł w kraju tak szybko, że trochę zaspał i dopiero w tym roku ruszył za granicę. Choć w kraju z 21 proc. udziałów w rynku jest największy, to na zewnątrz nawet nie zamierza się porównywać z liderem europejskiego rynku - niemieckim Celesto - którego przychody w ubiegłym roku przekroczyły 21 mld euro. - Póki co, nie mamy szans z liderami - przyznaje Jacek Dauenhauer, wiceprezes zarządu ds. strategii finansowej i rozwoju w PGF.
 
Siła akwizycji
Nie jest tak natomiast w przypadku Maspeksu. Jego przychody w ubiegłym roku przekroczyły 2 mld zł, a ponad 34 proc. obrotów grupy stanowi sprzedaż zagraniczna. Maspex już kilka lat temu zaczął przejmować najlepsze spółki w krajach Europy Środkowej. Dlatego jest liderem na rynku soków, nektarów i napojów nie tylko w Polsce, ale także w Czechach, na Słowacji i czołowym producentem na Węgrzech i w Bułgarii. - Jesteśmy także największym wytwórcą produktów instant w Europie środkowo-wschodniej oraz liderem na rynku makaronów w Polsce i wiodącym producentem w Rumunii - mówi Krzysztof Pawiński, prezes Maspeksu Wadowice.
Ale swoje szanse starają się chwytać nie tylko firmy produkcyjne. Także usługowe, co jest jeszcze trudniejsze. Najmniejsza z "kocich" spółek, Work Service, osiągnie w tym roku obroty na poziomie 400 mln zł rocznie, 4,5 razy większe niż zaledwie cztery lata temu. A ponieważ jest mała, własne zyski nie wystarczą i pieniądze na zakupy zamierza pozyskać z giełdowej emisji akcji. Szpikowski szykuje debiut giełdowy na marzec 2008 r. Twierdzi, że ma w Polsce blisko 40 proc. rynku i zostawia w tyle takich gigantów jak Adecco czy Randstad. W Europie mieści się zaś w pierwszej dziesiątce z udziałami w rynku na poziomie 2-3 proc. Ale w przyszłym roku, jeśli zapowiadane akwizycje wypalą, zamierza te udziały co najmniej podwoić.
Asseco Polska 4 stycznia 2007 r. przeprowadziła fuzję z Softbankiem, a jeśli sfinalizuje przejęcie Prokomu, będzie największą polską firmą informatyczną z obrotami przekraczającymi 2 mld zł. Polski rynek IT szacowany jest na 20 mld zł, a działa dziś na nim ok. 5 tys. firm. Przy takim rozdrobnieniu pozycja Asseco stanie się niezwykle mocna. Ale prezes Asseco, Adam Góral - podobnie jak reszta rysiów - nie ukrywa, że chce się stać liderem w całej Europie Wschodzącej i dziś wszystko wskazuje na to, że mu się powiedzie. Międzynarodowy sukces Asseco wydaje się dzisiaj realny, bo grupa swoją pozycję w Europie buduje od dobrych kilku lat. Posiada już sześć spółek w sąsiednich krajach, a prezes Góral deklaruje kolejne przejęcia w krajach byłej Jugosławii i w USA.

Przemyślane strategie
Równie bogate doświadczenie w zagranicznych akwizycjach, jeśli nawet nie większe, ma wadowicki Maspex. Zakup udziałów w rumuńskim Arnosie był bowiem dla prezesa Pawińskiego już ósmym z kolei przejęciem poza granicami Polski. Dalsza ekspansja zaś jest dla szefa Maspeksu logiczną konsekwencją dotychczasowej strategii. Ten inżynier górnictwa z wykształcenia podkreśla, że interesują go firmy o profilu produkcji zbliżonym do Maspeksu, czyli producenci trwałych artykułów spożywczych, mających długi termin przydatności i podobny system dystrybucji. I co najważniejsze: - Muszą mieć stabilną sytuację finansową i mocną pozycję rynkową - zaznacza.
Wnikliwie przemyślaną strategię ma też grupa LPP. Poza Polską firma ma 100 sklepów w ośmiu krajach wschodniej i środkowo-wschodniej Europy. Wszędzie występuje pod własnymi markami. - Strategia zdobywania rynku zawsze jest taka sama: najpierw otwieramy sklepy, potem promujemy markę - mówi Pachla i tłumaczy, że póki co trzyma się rynków Europy środkowo-wschodniej, bo do zachodnich występów spółka jeszcze nie dorosła. - Najpierw musimy zbudować dużą sieć i mocną markę na wschodzie - kwituje.
Z podobnego założenia wychodzą zapewne szefowie PGF. I choć litewska inwestycja to dla nich dopiero chrzest bojowy, wiceprezes Jacek Dauenhauer wyjaśnia, że będzie to dla PGF poligon doświadczalny. Jeśli eksperyment się uda, pójdą po swoje dalej na południe i wschód Europy. I nie ma wątpliwości, że podstawową metodą będzie przejmowanie lokalnych sieci. - Akwizycje to dla nas najlepsza metoda na szybki wzrost - przekonuje Szpikowski z Work Service.
I na obronę niezależności. Jak mówi Mirosław Proppe, senior manager w firmie doradczej KPMG, wielkie firmy buduje się około 30 lat. Nasi przedsiębiorcy i tak dużo osiągnęli przez 17. - Ale niezależność jest trudna do utrzymania. Albo sami będą szybko połykać, albo połkną ich inni - dodaje.
Chętni już przychodzą. Szpikowski nie kryje, że do jego gabinetu coraz częściej pukają konkurenci z walizkami pełnymi pieniędzy. - Odmawiam sprzedania firmy, bo jestem na to za młody. Mnie interesuje prawdziwy sukces, uwielbiam walkę. Zamierzam udowodnić, że polska firma potrafi wejść na sam szczyt - rzuca.
I takiej właśnie przebojowości oczekuje od polskich menedżerów Rob Carver z HSBC Polska, który nie ma wątpliwości, że po epoce straconych szans naszych starych tuzów, np. KGHM czy PZU, nadchodzi w Europie czas ataku polskich, stosunkowo młodych i agresywnych spółek, kierowanych przez menedżerów zdolnych do szybkiego podejmowania decyzji i brania odpowiedzialności za ryzyko. Może już za 10-15 lat któryś z nich zbuduje naprawdę silną markę globalną. Krótko mówiąc: idą rysie - z apetytem na koronę lwa.


Współpraca: Longina Grzegórska-Szpyt,
Jacek Krzemiński, Paweł Olwert, Marek Rabij

Wojciech Surmacz

X