Tekst
Text English
Wideo
Materiały
Literatura
Twój biznes
Powrót

Aktualności

Przyczółek Berlin
Źródło: Rzeczpospolita
 

Rzeczpospolita, 9.02.2005

Przyczółek Berlin
Danuta Walewska, Piotr Jendroszczyk

Coraz więcej polskich firm myśli o podboju niemieckiego rynku. Wiele jako przyczółek wybiera Berlin, bo miasto znajduje się niedaleko naszej granicy i mieszka w nim wielu Polaków. Stąd zaś bardzo łatwo działać na terenie całych Niemiec.

W ciągu roku liczba polskich firm zarejestrowanych w berlińskiej Izbie Handlowo-Przemysłowej IHK prawie potroiła się. Pod koniec 2004 r. było ich 1327. Rok wcześniej niespełna 500. Wzrost jest tak duży, że wśród firm, których właścicielami są cudzoziemcy, polskie znajdują się na drugim miejscu po tureckich. Coraz częściej zdarza się też, że Polacy wykupują firmy tureckie. Te statystyki nie uwzględniają przy tym przedsiębiorstw, które założyli Polacy posiadający niemieckie obywatelstwo.

Ciągle nowi

Wśród nowych polskich firm pojawił się w ostatnich miesiącach w Berlinie Bytom, który otworzył sklep w prestiżowej dzielnicy miasta Charlottenburg. Firma Fleitscher Mat z Zielonej Góry otworzyła sklep mięsny. Od niedawna działa cukiernia Jagoda i restauracja Alt Krakau.

Powstające w Berlinie polskie firmy są w większości małymi przedsiębiorstwami pełniącymi często rolę pośrednika pomiędzy polskimi producentami a niemieckimi odbiorcami. Zatrudniają jednak co najmniej po kilku niemieckich pracowników i coraz bardziej liczą się w niemieckiej gospodarce.

Rośnie także w Berlinie liczba osób podejmujących samodzielną działalność gospodarczą w usługach. Jak informuje Angela Barstch z Izby Rzemieślniczej Berlina, jedynie od maja do grudnia ubiegłego roku w izbie zarejestrowało się 692 polskich rzemieślników. Jest ich teraz ponad 940. Izba łącznie ma 28,5 tys. członków.

- Spodziewamy się dalszego napływu polskich rzemieślników. Zdecydowana większość świadczy usługi w budownictwie - mówi Angela Bartsch. Na razie mogą jedynie korzystać z samozatrudnienia, bo Niemcy zastrzegły sobie siedmioletni okres przejściowy przed wprowadzeniem swobody świadczenia usług przez firmy z Polski w kilku kluczowych dziedzinach. Mimo to napływ polskich rzemieślników jest zjawiskiem obserwowanym w całych Niemczech.

Poważnym ułatwieniem w rozpoczęciu tego typu działalności była liberalizacja niemieckiej ustawy o rzemiośle i poważna redukcja liczby zawodów, w których warunkiem prowadzenia samodzielnej działalności gospodarczej było posiadanie uprawnień mistrzowskich. Takich zawodów jest obecnie 41 zamiast 98. Jednak profesje, wobec których wymagania uprawnień pozostały, są dla polskich rzemieślników nadal w dużej mierze zamknięte. Jak twierdzi Angela Bartsch, zaledwie 10 proc. polskich rzemieślników zarejestrowanych w ostatnich miesiącach posiada dyplomy mistrzowskie.

Wobec zwiększającej się liczby rzemieślników szukających możliwości samodzielnej pracy w Niemczech niemieckie urzędy zaostrzyły także procedurę wydawania odpowiednich zezwoleń. Wychodzą one nierzadko z założenia, że Polacy wykorzystują instytucję samodzielnej działalności gospodarczej do ominięcia okresów przejściowych. - Zainteresowanie ze strony polskich rzemieślników jest ogromne, jednak niewielu z nich udaje się spełnić wszystkie warunki - twierdzi Michał Gałkiewicz, szef polskiej firmy doradczej z Berlina. Podstawową barierą jest zameldowanie w Niemczech, co wymaga wynajęcia mieszkania. Pojawiają się też trudności związane z płaceniem podatków w wypadku stałego zameldowania w Polsce.

Tylko po angielsku

- Często zdarza się, że polskie firmy nie chcą być identyfikowane z polskimi produktami, które na niemieckim rynku nie zawsze kojarzyły się z najlepszą jakością - mówi Dorota Thiel-Jankielewicz z Berlin Business Development Corporation, rządowej organizacji promującej inwestycje w Berlinie. Jej zdaniem jest to nieuzasadnione. Sami Niemcy przyznają, że poszukują polskich produktów. Najczęściej jest to żywność, obuwie, ale i programy komputerowe. - Poszerzenie Unii miało dla Berlina i całych Niemiec bardzo pozytywne skutki - uważa Dorota Thiel-Jankielewicz. Coraz częściej polskie firmy decydują się na używanie angielskich nazw, bo to wydaje się najbardziej neutralne.

To nie jest łatwy rynek - przyznają polscy przedsiębiorcy.

Jacek Barełkowski, przewodniczący Stowarzyszenia Polskich Przedsiębiorców w Berlinie Berpol, uważa, że nadal pozostało w Niemczech wiele przeszkód natury biurokratycznej. Ale jednocześnie dodaje: - Dawniej było trudniej. Liberalizacja niemieckich przepisów i wejście Polski do UE przynoszą efekty. Sporo polskich firm w Berlinie reprezentuje branżę spożywczą. Jest to przede wszystkim handel detaliczny importowanych z Polski produktów.
- To zmienia na bardziej korzystny wizerunek Polski w stolicy Niemiec i zwiększa zaufanie do polskich produktów. Berlin nie jest łatwym rynkiem i wymaga szukania określonych nisz - dodaje.

Słuszna decyzja

Jarosław Łoposzko jest szefem jednej z tych firm, które występują pod angielską nazwą. To Sweet Dream Baby Collection. Ale jednocześnie przez samych Niemców jest wymieniany jako szef jednej z tych firm, które odniosły w Niemczech prawdziwy sukces. - Przez pół roku szukaliśmy odpowiedniego lokalu dla naszego sklepu z towarami dla dzieci. W końcu podpisaliśmy umowę na trzy lata. Trzeba także uzbroić się w cierpliwość i nie oczekiwać natychmiastowych wysokich zysków. Oceniam, że rok czy dwa lata to okres budowania pozycji na rynku i sporych wydatków na reklamę. Optymalną formą działalności gospodarczej jest w mojej ocenie założenie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, co wymaga zaangażowania kapitału minimum 25 tys. euro. Mimo to już teraz jest przekonany, że decyzja o wejściu na rynek niemiecki była słuszna.
--------------------------------------------------------------------------------

Solange Olszewska, wiceprezes Solaris Deutschland w Berlinie

Niemiecki rynek jest trudny, ale dla polskich firm najciekawszy ze względu na wielkość oraz geograficzną bliskość. Jest otwarty dla wszystkich branż i Niemcy przekonują się coraz bardziej, że Polska to nie tylko kraj taniej siły roboczej, ale także produktów na najwyższym poziomie. Niemieckie firmy często nie są zadowolone z polskiej konkurencji, gdyż panowało przekonanie, że wejście Polski do UE otwiera jeszcze bardziej rynki zbytu dla niemieckich towarów. Dlatego zdarza się, że pojawia się irytacja w chwili, gdy Unia zaczyna działać w obie strony. Tak jest z kontraktem naszej firmy na dostawę 260 autobusów miejskich dla Berlina, z czego połowa to pewna dostawa, a pozostała część jest opcją. Wygraliśmy przetarg, mimo że startowała w nim niemiecka firma MAN produkująca także w Polsce. Wygraliśmy nie z powodu ceny, ale jakości, która przy tego rodzaju produktach odgrywa decydującą rolę. Równocześnie przejrzystość w organizacji przetargów w Niemczech i brak tzw. kuchennych drzwi stwarza szansę dla wszystkich, którzy mają do zaoferowania dobre produkty. Ten fakt działa na korzyść polskich firm. Naszym firmom stawiającym pierwsze kroki na niemieckim rynku radzę skorzystać z kadry młodych ludzi w Niemczech mających związki z Polską, znających polską mentalność i niemiecką biurokrację. To się po prostu opłaca.


Roland Engels, prezes Berlin Business Development Corporation

Nie zgadzam się z opinią, jakoby polskie produkty były kojarzone z kiepską jakością. Być może tak było w przeszłości, ale w tej chwili jest inaczej. Sam jeżdżę do pracy wyprodukowanym w Polsce autobusem Solaris i wiem, że jest komfortowy i niezawodny. Moja żona kupiła dwie pary polskich butów firmy Gino Rossi i jest z nich bardzo zadowolona.
Mam nadzieję, że i obawy polskich przedsiębiorców przed zakładaniem firm w Niemczech wkrótce będą należały do przeszłości. Zależy nam na obecności polskich firm i w Berlinie, i w Niemczech. Obiecuję, że moja organizacja zrobi wszystko, by polscy przedsiębiorcy czuli się u nas komfortowo. Jakość usług i towarów oferowanych przez polskie firmy jest bez zarzutu.
Oczywiście polscy przedsiębiorcy muszą się liczyć z konkurencją. Ale i sami Niemcy mają świadomość, że każda nowa firma, która powstaje na naszym rynku, daje miejsca pracy. W trudnej sytuacji na niemieckim rynku pracy to jest nie do przecenienia. Polska jest tak blisko Niemiec, że współpraca jest nieunikniona.

W zeszłym roku wzrost liczby zarejestrowanych polskich firm był niemal trzykrotny - z niespełna 500 do ponad 1300. Nasi przedsiębiorcy niechętnie jednak prowadzą działalność pod polską nazwą. Uważają, że nadal na tym rynku łatwiej jest działać, jeśli nie jest się kojarzonym z Polską. Przedstawiciele niemieckich kół gospodarczych uważają, że jest to przeszłość. Roland Engels - szef Berlin Bussines Development Corporation, organizacji promującej inwestycje w stolicy Niemiec - nie ukrywa, że bardzo wygodnie jeździ mu się polskim autobusem, a jego żona chodzi w polskich butach. W wielu niemieckich biurach wykorzystywane są napisane w Polsce programy komputerowe.

- Berlin jest doskonałym przyczółkiem do rozpoczęcia działalności w całych Niemczech - zapewnia Roland Engels. I stara się uspokoić obawy polskich przedsiębiorców, których przed wejściem na niemiecki rynek powstrzymuje obawa przed silną konkurencją. - To polskich firm obawiają się inne, tureckie, a nawet niemieckie - mówi.

Rozpoczęcie działalności w Niemczech jest jednak kosztowne. Trzeba liczyć się z wydatkami większymi niż w Polsce. Sporo trzeba wydać na reklamę, wynajęcie biura, wysokie są podatki. Na początek najczęściej trzeba liczyć się z wyłożeniem 25 tysięcy euro. Jednakże, zdaniem polskich przedsiębiorców, którzy zdecydowali się na taką drogę rozwoju, ten wydatek się opłaca.

D.W.

Licencja Creative Commons
O ile nie jest to stwierdzone inaczej wszystkie materiały na tej stronie są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa - Na tych samych warunkach 3.0 Polska Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Fundacji Edukacji i Rozwoju Przedsiębiorczości.
X